[Wywiad] Nadchodzi era człowieka 2.0. Nowe zmysły, protezy wzroku, implanty pamięci i elektroniczne organy

Znajdziemy się na progu nowej formy egzystencji, na którym skończy się era zwierzęcego rozwoju. Będzie to triumfem ludzkiej inteligencji. Oczywiście rodzi to też wiele zagrożeń: nowe techniki prania mózgu, przejmowanie kontroli nad mózgiem takiego ludzkiego cyborga oraz wiele innych – zapowiada Piotr Psyllos (Petros Psyllos),

student Politechniki Białostockiej, wyróżniony przez amerykański magazyn „Forbes” tytułem jednego z 30 najlepszych europejskich innowatorów poniżej 30. roku życia. Jest stypendystą stowarzyszenia Odkrywcy Diamentów oraz Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a także laureatem konkursu „Innovators Under 35”, który organizuje „MIT Technology Review” – magazyn wydawany przez Massachusetts Institute of Technology.

TYGODNIK.TVP.PL: Prestiżowe wyróżnienia oznaczają, że niebawem wyfrunie pan do Silicon Valley?

PIOTR PSYLLOS: Dolina Krzemowa jest trochę przereklamowana, a niektóre korporacje technologiczne uważam za wynaturzenie globalnego rynku. Z pewnością nominacja „Forbesa” sprawiła, że mój profil online zaczęło odwiedzać bardzo dużo ludzi z branży i dostałem kilka ciekawych propozycji. Wyjazd za granicę na stałe nie jest moim głównym celem, co nie oznacza, że nie będę współpracował międzynarodowo i przez jakiś czas przebywał na przykład na zagranicznych uczelniach.

Nietypowe...

Jeżeli ktoś ma taką wizję, że za pieniądze polskich podatników wykształci się w Polsce i za chwilę znika i robi karierę w zagranicznej korporacji, zostając tam na zawsze, to jego sprawa. To jednak coś, co mi zupełnie nie odpowiada. Po pierwsze młodzi, zdolni programiści z Polski często kończą w Stanach Zjednoczonych jako kodujące „mrówki”, czyli nic nie znaczące trybiki w dużej maszynerii. To mi nie odpowiada, bo zawsze chciałem być solistą, a nie chórzystą.

Nigdy nie pragnąłem być informatycznym rzemieślnikiem. Lubię wychodzić poza granice dziedziny, działając multidyscyplinarnie, co nie jest może zbyt popularne, bo mówi się, że czasy Leonarda da Vinci bezpowrotnie minęły. Uważam, że to nieprawda. Po drugie, choć może zabrzmi to idealistycznie, pieniądze nie są dla mnie głównym celem. Jest nim pozytywny wpływ moich projektów na społeczeństwo. Oczywiście jestem świadomy tego, że bez pieniędzy – najlepiej niepożyczonych – za dużo nie zmienię, jednak mam już obraną strategię.

Podobno nawet Warszawa nie była w stanie pana skusić.

Nawet Warszawa! (śmiech) Środowisko naukowców i studentów Politechniki Białostockiej faktycznie zaprzecza pewnemu stereotypowi. Okazuje się, że wyjazd za granicę przestaje być celem i synonimem sukcesu. Moi koledzy będący już przedsiębiorcami w branży nowych technologii, mają zleceniodawców z całego świata.

Białystok szlifuje diamenty?

Nawiązuje pan do dość innowacyjnego lokalnego programu, którego jestem beneficjentem. Rektor prof. Lech Dzienis skrzyknął przedsiębiorców z regionu, którzy stworzyli unikatowy program stypendialny. Lokalni przedsiębiorcy zrzucają się do wspólnego funduszu, dzięki czemu nie muszę w czasie nauki dorabiać – otrzymuję stypendium na amerykańskim poziomie, indywidualny tok studiów, mieszkanie, laboratorium i mogę skupić się tylko na projektach naukowych. Co najciekawsze, ofertę dołączenia do programu otrzymałem w trakcie rekrutacji na uczelnię warszawską, dzięki wsparciu mojego opiekuna naukowego dr Jerzego Sienkiewicza. Dr Sienkiewicz jest obecnie członkiem stowarzyszenia i zajmuje się odkrywaniem uzdolnionej młodzieży – mnie odkrył w 2013 roku. Warunki były w każdym aspekcie znacznie bardziej konkurencyjne niż w stolicy.

Jakie zatem jest miejsce Polski w światowym wyścigu technologicznym?
 
Musimy mówić o miejscu Europy, gdyż kraje takie jak Polska samodzielnie nic nie znaczą i nic nie mogą znaczyć. W rozwoju technologicznym na świecie wykształcił się duopol: z jednej strony amerykańskie prywatne korporacje wspierane przez państwo, z drugiej strony Chiny, gdzie technologia jest elementem strategii państwa. Europa może dołączyć jako trzeci gracz, ale stanie się to tylko w wyniku integracji działań na Starym Kontynencie. Musimy zacząć przeznaczać więcej funduszy na badania wewnątrz Unii Europejskiej. Na szczęście jest tu pierwszy impuls. Po roku 2020 na badania nad sztuczną inteligencją do europejskich firm i naukowców ma popłynąć ponad 20 miliardów euro rocznie...

Szczerze? Na mnie ta kwota nie robi wrażenia. Roczny budżet NASA i zaledwie kilka procent przychodów Facebooka.

To prawda, ale mimo wszystko w Europie zaczyna dziać się coraz więcej. Odnośnie Facebooka, skala działania tej firmy jest potężna. Amerykańskie korporacje ze względu na inne przepisy prawne dysponują ogromnymi zbiorami danych od milionów użytkowników. Co najważniejsze, nie tylko mogą na tej podstawie określić preferencje społeczne, ale także mają dostęp do intymnych danych dotyczących naszego zdrowia, choćby poprzez upowszechnienie zdalnych testów DNA. Jeżeli patrzymy w przyszłość rozwoju technologicznego, to sztuczna inteligencja bez danych nie znaczy nic. Są dla niej jak paliwo dla samochodu.

Dochodzimy do sedna. Tym paliwem dysponują trzy największe firmy świata: Google, Facebook, Amazon.

Mało tego, dysponują także zasobami mocy obliczeniowej, czyli serwerami obsługującymi ruch większości użytkowników internetu. Dodatkowo, dobrze nam znany „niebieski portal” inwigiluje i zarządza naszymi emocjami przy pomocy algorytmów. Jak pokazuje afera z Cambridge Analytica, wie o nas bardzo dużo, wyświetla nam sprofilowane przekazy, a jednocześnie dogaduje się z różnymi rządami, o czym wielokrotnie wspominał Edward Snowden. To ciemna strona rozwoju technologicznego naszych czasów. Okazuje się, że jedynie 300 like’ów, które zostawiliśmy w mediach społecznościowych, pozwala sztucznej inteligencji tej platformy wiedzieć więcej, niż nasza żona. Algorytmy nami sterują, tworzą profile psychologiczne, wiedzą, jakie treści kierować do nas, aby wywołać odpowiednią reakcję, czy skłonić nas do oddania głosu w wyborach.
 
A do tego jeszcze podkradają najciekawsze innowacje. Rozwiązanie dla niewidomych, które pan wykreował, ostatecznie zrealizował Microsoft.

To nie jest tak, że ten pomysł został mi podkradziony. Firma ta ma wielu zdolnych inżynierów, którzy niezależnie opracowali lepsze rozwiązanie niż mój, robiony w pojedynkę projekt. W 2016 roku moje urządzenie było unikatowe, ale już kilkanaście miesięcy później przestało być takie, bo pojawiła się zapowiadana aplikacja, której skuteczność i szybkość ciągle rosła. Główną przewagą jest to, że Microsoft dysponuje dużymi zasobami obliczeniowymi i nieporównywalnie większą ilością danych do uczenia sztucznej inteligencji – tylu danych nigdy mieć nie będę. Ponadto zarabia na czymś innym i może sobie pozwolić na tworzenie takich bardzo humanistycznych rozwiązań. Moje urządzenie wraz z odpowiednim komputerem kosztowałoby w sprzedaży z dziewięć tysięcy złotych, a tu mamy darmową aplikację dostępną na każdy smartfon. Konkurowanie na tym polu jest trudne, dlatego od pewnego czasu skupiam się na innych niszach. A swoje wcześniejsze rozwiązanie wykorzystuję w instytucjach kultury.
 
Teraz chce pan budować sztuczną inteligencję, która będzie imitować głos i procesy myślowe człowieka. To bardziej etyczne?

Media szukają sensacji i straszą nas poziomem rozwoju sztucznej inteligencji. Co chwilę widzimy artykuły z apokaliptyczną wizją przyszłości, świata rządzonego przez nowy gatunek. Tymczasem dziś uważam, że droga do stworzenia dokładnej imitacji procesów myślowych człowieka jest jeszcze dość daleka. Ilekroć oglądam maszyny prezentowane jako superinteligentne humanoidalne roboty, widzę, że bardzo często bazują na algorytmach z ubiegłego wieku. Nie stać je jeszcze na bardziej abstrakcyjne myślenie, które jest domeną człowieka. Dlatego na pytanie zawierające słowo klucz: „marzenia”, robot Sophia udziela ogólnej, „coachingowej” odpowiedzi w rodzaju: „Podążaj za swoimi marzeniami”. Banał.

Skoro mowa o Sophii… nie jest ona zabiegiem marketingowym?

Niekoniecznie! (Piotr Psyllos demonstruje „Polobota”, czyli robota przypominającego człowieka, który jest w stanie rozmawiać z ludźmi, odpowiadać na pytania na dowolny, ale wcześniej ustalony temat). Humanoidalna maszyna niebawem może zastąpić osoby obsługujące gości w hotelach lub innych miejscach, gdzie jest potrzebny kontakt z drugim człowiekiem. Co ważne, może być wsparciem dla osób starszych czy chorych na Alzheimera. Pracuję też nad prozdrowotnymi zastosowaniem botów z „Polobota”, czyli programów komunikujących się z człowiekiem. Z koleżanką niedawno dostaliśmy dotację z UE na stworzenie specjalnych urządzeń terapeutycznych, a z doktorem Jerzym Sienkiewiczem prowadzę prace nad systemem wyposażonym w zaawansowaną sztuczną inteligencję i boty do redukcji poziomu stresu.
 
Mam uwierzyć, że sztuczny uśmiech może ukoić?

Zdecydowanie! Dlatego, że urządzenie terapeutyczne może mieć głos o przyjaznej barwie, np. osoby, która jest pacjentowi znana, a już nie żyje. Nasze społeczeństwo się starzeje, już brakuje terapeutów czy opiekunów. Możemy oczywiście tworzyć gadające głośniki lub wirtualne awatary, ja natomiast postanowiłem stworzyć robota. Istnieje coś takiego jak hipoteza doliny niesamowitości, wedle której awatar odpowiednio podobny do człowieka może budzić w nim odrazę, gdy jego zachowanie jest nawet minimalnie sztuczne. W ramach swoich badań chciałbym znaleźć najlepszą formę wizualną takiego interfejsu człowiek-maszyna, dzięki której nie będziemy odczuwali dyskomfortu.

Wracając do „Polobota”. Czy stać go na dyskusję ze mną o przyszłości sztucznej inteligencji albo co najmniej na ciętą ripostę?
 
Ma ze mną wiele wspólnego, mówi barwą mojego głosu, bo sztuczna inteligencja może ten głos imitować i mówić rzeczy, których nigdy w życiu nie powiedziałem. Sensowna rozmowa z robotem może być ukierunkowana niestety tylko na bardzo konkretne tematy. „Polobot” posiada bazę wiedzy zawierającą słowa kluczowe przypisane do wcześniej zdefiniowanych odpowiedzi oraz eksperymentalnego chatbota, który nauczył się języka polskiego „oglądając” np. filmy. Ten ostatni jest jednak bardzo niepewny i może na przykład kogoś słownie obrazić w najmniej oczekiwanym momencie.

Kiedy będzie można zaprogramować w nim choćby część mojego umysłu lub wypuścić go na rynek na obraz i podobieństwo człowieka?

To nadal odległa przyszłość. Niestety dalej nie wiemy, czym jest ludzka świadomość i jak działa mózg, ale to oczywiście nie oznacza, że z tego powodu nie zbudujemy w przyszłości robotów posiadających świadomość. Podobnie nie wiemy, czym jest czas, ale jakoś wykorzystujemy go w obliczeniach i budujemy czasomierze… Poszczególne umiejętności maszyn, takie jak analiza skomplikowanych danych, pokonywanie ludzi w grach logicznych, przetwarzanie języka naturalnego, są już bardzo wysokie. Serial „Black Mirror” poruszał temat tworzenia kopii człowieka, co już możemy zrobić w bardzo ograniczonej formie, wgrywając mindfiles np. do prezentowanego robota. Jednak w zakresie realizacji różnorodnych zadań, łączenia kompetencji, sztuczna inteligencja w porównaniu do człowieka jest na poziomie… średnio inteligentnego jeża.

I nawet nie potrafi się replikować.

To kolejne wyzwanie, które na tym etapie rozwoju technologii jest barierą. O sztucznej inteligencji mówi się coraz więcej, ale entuzjaści nowych technologii przeceniają zdolności maszyn, zwłaszcza w rozumowaniu podobnym do człowieka. Na pewno w przyszłości powstaną znacznie doskonalsze rozwiązania, nie oznacza to jednak, że wykreowana w martwej materii świadomość będzie podobna do ludzkiej, ukształtowanej w toku ewolucji w określonym środowisku. Maszyna raczej nie będzie miała korzyści z zabijania ludzi lub opanowywania terytorium – przecież ogrodnikiem nie zostanie. A takie wizje możemy dostrzec w popkulturze. Na pocieszenie pozostaje lansowane przeze mnie stwierdzenie: sztuczna inteligencja lepsza od naturalnej głupoty.
 
A tak zupełnie poważnie: jaki był najtrudniejszy komponent tego… czegoś? Przepraszam, że sam nie wiem, czy to człowiek czy urządzenie, a granica – jak widać – będzie się zacierać.

Najtrudniejsze było stworzenie programu służącego do imitacji mowy. W tym celu musiałem przetestować wiele rodzajów sztucznych sieci neuronowych, czyli tworu budowanego na uproszczony obraz i podobieństwo ludzkiego mózgu. To jest jedna z metod sztucznej inteligencji. W tym zastosowaniu sieci słuchały mojego głosu, po czym nauczyły się generować go we własnym zakresie.

Dużo czasu spędziłem również na tworzeniu botów, które będą sensownie porozumiewały się w języku polskim, zachowując kontekst rozmowy i rozumiejąc składową emocjonalną. Kolejnym krokiem będzie nauczenie robota emocjonalnych reakcji, aby można było z większą dokładnością imitować zmarłe osoby. Już dziś mam taką techniczną możliwość, aby przy pomocy sztucznej inteligencji „wskrzesić” Marilyn Monroe lub dowolną inną postać na ekranie mojego komputera lub w postaci takiego mechanicznego robota. Im więcej danych ta osoba po sobie zostawiła, tym lepiej.

„Polobot” będzie coraz lepszy. A my? Czy technologia nie sprawia, że człowiek staje się, delikatnie mówiąc, ograniczony?
 
Jeżeli mówimy o urządzeniach powszechnego użytku, to wiele współcześnie istniejących zabawek technologicznych zabija naszą kreatywność. Szczególnie dotyczy to dzieci. Do około 14. roku życia następuje tzw. darwinizm neuronalny. Do tego wieku wiele osób ma szansę zostać geniuszem lub artystą w jakiejkolwiek dziedzinie. Młody mózg dysponuje bowiem ogromnymi zasobami neuronalnymi, które trzeba dobrze wykorzystywać. Niestety rodzic, który pozwala dziecku bezproduktywnie klikać w grach wideo lub oglądać głupie filmiki na YouTube, marnuje jego potencjał.

Inaczej jest, gdy rozwijamy zdolności manualne, przestrzenne czy artystyczne. Podam przykład mojej siostry ciotecznej, która od bardzo wczesnego wieku była posyłana na zajęcia muzyczne. Nie jest zawodowym muzykiem, ale dziś biegle zna aż osiem języków, a jej pamięć jest bardzo dobra. A to od pamięci zależy nasza inteligencja. Gdy nie obciążamy pamięci i nie trenujemy wzorców rozwiązań w naszym mózgu, to głupiejemy. Oczywiście często spotykam się z opinią, że nie ma sensu się uczyć, bo przecież wszystko jest w internecie. Według mnie to nieprawda, ludzkość głupieje, bo przesiada się na pamięć sztuczną.

Pan jest ostatnim rocznikiem, który nie oglądał bajek na smartfonie…

Moje zdolności rozwijały się dzięki bardzo wczesnemu majsterkowaniu z dziadkiem, który był elektrykiem. Lutowanie, składanie obwodów drukowanych, budowanie różnych jeżdżących lub latających konstrukcji było wspaniałą zabawą. Na pewno ćwiczyło wyobraźnię przestrzenną.

Na koniec tego wywodu dodam, że gdy właściwie korzystamy z technologii, to możemy niesamowicie rozwinąć potencjał człowieka. Przykładowo naukowcy w Toruniu stworzyli interesującą aplikację, którą kiedyś miałem okazję testować. Program służy do leczenia dyskalkulii i pozwala wykształcić prawidłową reprezentację liczb w mózgu. Jest w formie gry na tablet, w której lata się statkiem kosmicznym i omija napotykane przeszkody. Takich przykładów wykorzystania technologii w dobrym celu jest bardzo dużo.

Kiedy nastąpi kolejny wielki skok technologiczny?

Wielki przełom dopiero przed nami. Będzie to rozwój neuromorficznych architektur już teraz podobnych pod względem budowy i złożoności do naszego mózgu oraz komputerów kwantowych, dzięki którym będziemy mogli wykonać obliczenia niemożliwe do tej pory do zrobienia w czasie istnienia naszego Wszechświata. Dopiero to otworzy nowy rozdział w dziedzinie rozwoju robotyki, tworzenia maszyn o bardziej zaawansowanych i różnorodnych umiejętnościach.
 
Nadchodzi era człowieka 2.0., o czym mówi idea transhumanizmu. Będziemy dołączali sobie nowe zmysły, a dzięki nowym interfejsom mózg-komputer zanurzymy się w świecie wirtualnym, który będzie nieodróżnialny o realnego. Nauczymy się zapobiegać różnym zaburzeniom w pracy mózgu, a udoskonalone protezy wzroku pozwolą niewidomym widzieć. Implanty pamięci poprawią naszą pamięć, będziemy zastępować elektroniką zużyte organy w naszym organizmie i pewne obszary mózgu. Znajdziemy się na progu nowej formy egzystencji, na którym skończy się era zwierzęcego rozwoju. Będzie to triumfem ludzkiej inteligencji. Oczywiście rodzi to też wiele zagrożeń: nowe techniki prania mózgu, przejmowanie kontroli nad mózgiem takiego ludzkiego cyborga oraz wiele innych.

To jak zamiana maszyny parowej na silnik spalinowy?

Myślę, że dostęp do takich architektur i mocy obliczeniowych będzie dla nauki tym, czym dla rolnictwa zamiana wideł na… kombajn. Prawdziwym katalizatorem będzie stworzenie tzw. silnej sztucznej inteligencji. Na chwilę obecną sztuczna inteligencja, o której mówimy, to bardziej archipelag oddzielnych wysp na oceanie naszej niewiedzy. Nie jest to koherentna dziedzina.
 
Jak już mówimy o wyspach, to pana przodkowie – bo ma pan greckie korzenie – wywodzili się z tej samej, co Homer. Stąd zamiłowanie to dramaturgii i pomysł, żeby napisać sztukę robotem?

Wykorzystałem dzieła Williama Szekspira i Adama Mickiewicza. Zaprojektowana przeze mnie głęboka sieć neuronowa na bazie podanych danych, czyli dorobku artystycznego tych autorów, napisała scenariusz dramatu. To doskonały przykład sztuki generatywnej, ale nie oznacza to wcale, że jest to dzieło o wartości artystycznej. Sprawia takie wrażenie, ale zaręczam, że nim nie jest (śmiech). Mamy do czynienia np. z taką sytuacją, że główny bohater mojego dramatu spotyka w Atenach Martynę i wręcza jej klucze do budynku, o czym za moment zapomina… Kilka zdań później sztuczna inteligencja nie pamięta, że akcja działa się w Atenach i nagle przenosimy się do zaczarowanego ogrodu. To wszystko jest bardzo płytkie, może też przypominać sen, w którym również wszystko bywa ułożone nielogicznie.

Czyli dzieło bez wartości artystycznej… Hm… Czy nie dałoby się napisać piosenki, która zdetronizuje Zenka Martyniuka albo pomoże Polsce wygrać konkurs Eurowizji?

W ramach tego samego doświadczenia wykreowałem także utwór muzyczny. Był nieco psychodeliczny, ale jednocześnie sprawiający wrażenie... ambitnego. Jeżeli miałby być mniej ambitny, będzie prościej. Recepta na hit popkultury nie jest alchemią. To przecież bardzo proste chwyty stylistyczne i retoryczne. Disco-polo to muzyka, która opiera się na przewidywalnych schematach, teksty także dotykają kilku dobrze znanych, ludycznych tematów. Do stworzenia tego nie jest potrzebna żadna inteligencja, a na pewno nie sztuczna. Zenek może być spokojny, bo sztuczna inteligencja nie potrafi nawiązać takiego kontaktu emocjonalnego z ludźmi podczas wykonywania utworu, jak on.

Ale czy artyści nie muszą zdefiniować się na nowo? Kto pobierze tantiemy?
 
To największe wyzwanie dla przyszłości sztucznej inteligencji. Czy prawa autorskie będą należały do twórcy, właściciela firmy, czy osoby, która nauczyła sztuczną inteligencję nowych kompetencji? Możliwym rozwiązaniem tego problemu będzie potraktowanie sztucznej inteligencji jak małpy z Indonezji, która w 2011 roku zrobiła sobie zdjęcie. Sąd w San Francisco orzekł, że zwierzę nie ma praw do zdjęć i należą one do domeny publicznej.

Kwestie praw autorskich to jedna sprawa, drugą i ważniejszą jest kwestia odpowiedzialności. Skoro sztuczna inteligencja ma wkrótce odpowiadać za prowadzenie samochodów, to kto będzie ponosił odpowiedzialność za spowodowany przez nią wypadek?

Pokusa zostania nowym dr Frankensteinem jest bardzo silna?

Ciekawa perspektywa, ale chyba w tym momencie nie do końca zależy mi na pokonywaniu kolejnych szczebli standardowej naukowej hierarchii. Doktorat planuję, jednak nie w najbliższym czasie. Chciałbym go połączyć z wdrażanymi rozwiązaniami. Uważam, że zdobywanie wiedzy jest bardzo istotne, bo inaczej zagrzebię się w koleinach swojego myślenia. Obecnie stawiam na innowacyjny biznes oraz ukierunkowuję się na tworzenie ważnych usług społecznych. Ostatnio bardzo fascynuje mnie kognitywistyka, w której mieści się filozofia, a to ona jest jednym z zawodów przyszłości. Ktoś w końcu będzie musiał programować osobowość i moralność botów i robotów.

– rozmawiał Cezary Korycki
 
za: tygodnik TVP, https://tygodnik.tvp.pl/43746227/nadchodzi-era-czlowieka-20-nowe-zmysly-protezy-wzroku-implanty-pamieci-i-elektroniczne-organy